Stary, James, Jeff, Steve oraz Roksi wsiedli do pojazdu i
położyli się spać. Jedynie EM-doc został na warcie, siedząc w ciemnościach na
dachu pojazdu. W połowie nocy zmienił go James. Rano ruszyli dalej, do celu
mieli już tylko kilka kilometrów. Steve nie oszczędzał silnika oraz paliwa,
pędząc na złamanie karku w kierunku ludzi. Wieczorem zobaczyli łunę nieopodal
trasy. Stary polecił Młodemu by nawiązał łączność z Gruzowcami lub z Miastem
Murów. James pokręcił gałką od regulacji częstotliwości, niestety towarzyszył
temu tylko szum. Dopiero po czasie udało się złapać słaby sygnał od Miasta
Murów, gdzie dyspozytornia poleciła podanie powodu kontaktu.
- Tu RMM jeden, widzimy jakąś łunę nieopodal drogi. Nie
mamy pewności czy to oddział Tima. Prosimy o rozkazy.
Radio chwilę milczało, aż w końcu wypluło z siebie
rozkaz.
- Wysłać zwiad, potem ruszyć dalej. Jeśli to wróg nie
atakować. Tim powinien być znacznie dalej.
- Rozumiemy. Bez odbioru.
Stary bez problemów sformował oddział zwiadowczy. James,
Jeff oraz Roksi, którą już uważał za jedną z Rycerzy. Uzbrojeni w podstawowy
sprzęt, pod osłoną nocy ruszyli w kierunku łuny. Mieli przy sobie
krótkofalówkę, aby móc nawiązać łączność ze Starym w razie problemów.
Im bliżej byli, tym mniej podobało się im to co słyszą. Słychać
było krzyki, wystrzały, dźwięk pracujących pojazdów. James oraz Roksi
przyśpieszyli kroku, Jeff został w tyle. I zobaczyli regularną bitwę. Gruzowcy
Tima ostrzeliwali coś po prawej stronie, nie żałowali amunicji, a i z lasu w
ich kierunku leciały pociski. Sporo ludzi leżało pod pojazdami wykrwawiając
się.
- Stary! – krzyknął do krótkofalówki James – Odbiór!
- Tak?!
- Gruzowcy Tima mają kłopoty, ktoś ich zaatakował.
Dawajcie tu szybko, mają sporo rannych. Włączamy się do bitwy.
- Uważajcie na siebie. – polecił jeszcze Stary.
- Zostań tu. Jeff! Szybko! Musimy znaleźć Tima!
Jeff był w tyle, ale robił co mógł. Pot spływał mu po
twarzy, widać było że dawno się tak nie męczył i że oszukiwał na testach
sprawnościowych. Choć pewnie wolałby poczekać z Roksi w lesie, zacisnął zęby i
schował tchórzliwość do kieszeni. Pobiegł za Młodym.
Podbiegli do ciężarówki najbliżej ich. Za pojazdem kryło
się dwóch żołnierzy, którzy już dawno nie mieli amunicji.
- Skąd się tu wzięliście?! – zapytał jeden.
- Miasto Murów nas wysłało! – odpowiedział James
przekrzykując terkający karabin – Gdzie Tim?
- Tam, z tyłu! – gruzowiec wskazał na jakąś ciężarówkę za
nimi
Bez większego wdawania się w szczegóły, ruszyli tam. Tim
schowany za kołem samochodu, strzelał na oślep w kierunku lasu z wysłużonego
Colta M1911. Pocisk za pociskiem szybowały w zarośla, nie wiadomo czy coś
trafiając. Na widok ludzi z naszywkami Rycerzy, którzy nie pochodzili z jego
oddziału zdziwił się.
- Zgubiliście się? – zapytał Tim na szybko uzupełniając
magazynek nabojami.
- Miasto Murów nas wysłało. Mamy was ostrzec. Co tu się
dzieje?
- Grupa jakiś popaprańców zostawiła na nas pułapkę. Przed
tym czym ostrzec.
- Nie ma bezpiecznego podejścia do miasta… - wydyszał
Jeff – Stary nam dowodzi… On wam powie więcej…
- Świetnie! A teraz może pomożecie nam ich odeprzeć?
Z lasu wyleciał koktajl Mołotowa i rozbił się o
ciężarówkę stojącą za tą, za którą ukrywał się Tim. Płomienie błyskawicznie
opanowały szoferkę oraz płachtę przykrywającą pakę pojazdu, na którym akurat
znajdował się obrobiony gruz.
- Wy popierdoleńcy! – wrzasnął Tim wpakowując cztery
naboje do podbiegającego mężczyzny ubranego w liche spodnie, ciało i twarz miał
pokryte tatuażami.
Coraz więcej mężczyzn zaczynało szturmować pojazdy wychodząc
z lasu. Gdzieś z tyłu jedna ciężarówka padła pod naporem dzikich ludzi, na
szczęście inni żołnierze zdjęli ich zanim wskoczyli do szoferki. W końcu na
horyzoncie pojawił się pojazd za którego kierownicą siedział Steve. Stary z ręcznym
karabinem maszynowym otworzył ogień w kierunku lasu. Pociski nie oszczędzały
atakujących. W końcu jeden z nich wrzasnął coś w jakimś niezrozumiałym języki i
wydzierani zaczęli się wycofywać. Obrońcy konwoju wyskoczyli ze swych kryjówek
i rzuciło się w pogoń za nimi zdejmując jeszcze kilku posyłając im w plecy
kilka nabojów, ale nie wpadli za nimi do lasu. To był ich teren, ludzie Tima o
tym wiedzieli. A chwilę później dało się słyszeć żałosne krzyki.
- Medyk! Medyk!
EM-Doc wyskoczył z pojazdu i ruszył na pomoc. Inni
żołnierze zaczęli też pomagać jak potrafili tym mniej rannym. Większość poważnie
ranna, a dwóch medyków przydzielonych do Tima zostało zabitych. Mechanicy
również mieli pełne ręce roboty, kiedy okazało się że większość pojazdów
zostało poważnie uszkodzonych. Jeden nawet spłonął, a transport obrobionego
gruzu musiał zostać przeładowany na inne pojazdy poważnie przekraczając ich
ładowność. Steve ruszył pomóc mechanikom, a Stary zameldował się u Tima.
Wdzięczności Tima nie było końca.
- Chodź, poszukamy Felixa. – zaproponował James Jeffowi.
- Pójdę z wami. – powiedziała Roksi, nie bardzo wiedząc
co tu się stało.
- Okej. – odpowiedział Jeff.
Szli wzdłuż pojazdów wypytując innych rycerzy oraz
gruzowców o Felixa, ustalili koniec końców że był widziany na końcu stawki przy
zabezpieczaniu tyłów. Poszukiwania przyjaciela nie były długie, koniec końców
znaleźli go. Felix aż przetarł oczy ze zdziwienia, zastawiając sobie na twarzy
krwawy ślad. Ręce miał upaprane posoką, przestrzelona ręka krwawiła, ale nie
sprawiała aby Felix nie mógł pomagać innym, znacznie poważniej rannym.
- Powinieneś iść z tym do EM-Doca żeby Cię pozszywał.
– powiedział Jeff.
Felix tylko machnął ręką rozchlapując krew dookoła
siebie.
- Nic nie będzie. Co tam u was pierdoły? Wpadliście na
kawusię i ciasteczka?
- W zasadzie to nie, ale wiesz… Jak masz kawusię i
ciasteczka, to Jeff bardzo chętnie zje wszystko co masz.
- Zamknij się. – mruknął Jeff obrażony.
- A co, Jeff, zeżarłeś już wszystko w mieście że
wysłali Cię do nas? – zarechotał Felix.
- Tak, i wszystko po drodze. Nie moja wina że mam
większy apetyt od was.
- A właśnie, Steve też jest z nami. – rzucił James
– Naprawia wam pojazdy.
- Kurwa… – wrzasnął Felix kiedy zorientował się że
facet którego opatrywał właśnie zmarł – I chuj, tyle mu pomogłem. Chodźmy do
niego i do tego waszego EM-Doca, bo zaczyna mi się kręcić w głowie.
Gruzowcy Tima powoli wracali do swojego regularnego toku
działania. Tim darł ryja, obrażał, wydawał polecenia jak dawniej. Stary na
prośbę Jamesa i Jeffa wymusił na Timie by oddał mu Felixa do oddziału, co miało
być uzupełnieniem za Niemożliwego i Crasha, tych których stracili w czasie drogi
do Tima.
Koniec końców okazało się też że Tim rozebrał jakieś
laboratorium, w którym znaleźli masę odczynników, środków chemicznych oraz
przydatnych urządzeń, w tym książki z różnymi instrukcjami w tym też przepisem
na proch znacznie wydajniejszy niż ten który używali do tej pory.
Wieczorem następnego dnia pojazdy były gotowe do drogi,
przynajmniej te które udało się na powrót postawić na nogi. Zmarli zostali
pogrzebani wzdłuż pobocza, a ranni zajęli miejsca na pojazdach. Zdrowsi szli na
piechotę wzdłuż powoli toczących się ciężarówek. Stary wraz z Timem ustalili,
że RMM jeden pojadą przodem i będę wypatrywać pułapek. Tim i bardzo wielu
facetów chciało by Roksi została z nimi, ale Stary nie miał zamiaru na to
pozwolić. Wiedział co by mogło się jej tu stać, Tim nie był Rycerzem i nie miał
tak surowego kodeksu. Na szczęście łyknął to że jest to radiooperatorka z
Miasta Murów.
Stary, James, Jeff, Steve, Felix oraz Roski pojechali
więc przodem, wypatrując zagrożeń…