Na ochotnika do auta, zgłosili się prawie wszyscy prócz
Jeffa. Ostatecznie na szpicy pojechał Crash wraz z nim. Dowódca udawał że
podejmuje trudną decyzję, ale prawda była z goła odmienna. Wybrał najmniej
potrzebnych. Steve był o wiele milszym i lepszym kierowcą od Crasha, a on… On
był tylko starym, schorowanym dziadem z problemami i odpowiedzialnym za tą ich
zbrojną eskapadę. Prawda była taka że bez niego poradziliby sobie równie
dobrze.
Wrangler którego uruchomił Steve, znowu miał opory z
odpaleniem, ale wraz z resztą chłopaków odpalił na popych. Roksi w tym czasie
założyła na siebie bondolierę i ładownicę, jaką wręczył jej Steve, zdejmując
swoje. Każdy Rycerz Miasta Murów miał dwie bondoliery i dwie ładownice.
Zazwyczaj ginęli w połowie zapasów pierwszej, nie inaczej wydawało się miało
być teraz. Crash wraz ze Starym i materiałami wybuchowymi, pojechali przodem.
Nawiązywali łączność przez krótkofalówki tak długo, jak tylko mogli. Co
ciekawe, tunel wydawał się jakby oczyszczony. Nawet liczba trupów nie była zbyt
liczna, dawało się je pokonywać na powolnym biegu. Steve z pozostałymi miał pojechać
za nimi dopiero gdy Stary da znak lub gdy urwie się kontakt. Ten urwał się po
kilkunastu minutach.
- Widzisz? – powiedział Stary do Crasha, gdy Ci zobaczyli
zarys wagonów na torach – To te kolejki barykadujące peron, musimy wysadzić ja
na całej długości, aby zrobić wystarczającą ilość miejsca dla Coquara.
Poczekasz w samochodzie i dasz mi z niego ochronę, do momentu aż nie podłożę bomby.
Rozumiesz?
- A jak zawali się strop? I tak spoczywa na nim w chuj gruzu
i stali.
- Wtedy cóż, zginiemy – uśmiechnął się Stary z troską –
Gotowy?
Crash westchnął przeciągle, przekręcając szyją
maksymalnie w prawo i lewo. Dało się słyszeć dwa chrupnięcia.
- Gotowy. – Crash sięgnął po swoją broń, uchylając ufajdane
okno terenówki.
Wytłumiony UZI, wypluwał pociski pojedynczo i
systematycznie w kierunku trupów, które zwęszyły Starego podłączając
odpowiednie kabelki do detonatora czasowego. Kwadraty z materiałów wybuchowych stawiał
w miejscach w których wagon był najsilniejszy. Coquar będzie musiał przejechać
po tym, co zostanie z wagonów. Jeep tu zostanie, z pewnością nie da rady się
nim przejechać. Oby był tylko czas na wskoczenie do pojazdu opancerzonego.
Coquar jechał po śladach Jeepa równie powoli, co Crash i
Stary. Steve nie śpieszył się, wiedział że i tak zdąży ich dogonić. Widział z
daleka tylne światła terenówki i przednie, rzucone na wagony. Pomiędzy nimi
uwijał się Stary. Steve nie podjechał bliżej, stanął w poprzek tunelu, blokując
lawinę trupów która skłębiła się za nimi. Zaczęły uderzać o pakę pojazdu, chcąc
dostać smakowite kąski ukryte we wnętrzu. Na darmo.
Crash skutecznie zdejmował postępujące w kierunku starego
truposze. Miał smykałkę do pistoletów maszynowych, które były na wyposażeniu
kierowców. Chcąc się wykazać, całkowicie dał się pochłonąć wykonywanej
czynności. Jak kiedyś, kiedy aplikował na rycerza i musiał zdać kilka
poważniejszych testów, między innymi na strzelnicy. Nikt nie przypuszczał że
wielki, łysy i groźnie wyglądający facet, będzie tak dobrze obsługiwał takie
małe zabawki jak pistolety. Chciano z niego zrobić tragarza i cekaemistę, ale
wykazał się w następnych testach jako dobry kierowca. I nim został.
Z początku nawet nie poczuł zębów żywego trupa,
wbijających się w jego ramię. Nikt ich nie badał, ale pogryzieni mówili że w
ogóle nie czuć ugryzienia i jest to najmilsza rzecz z całej przemiany. Kilku
skrybów stworzyło teorię, iż w ślinie żywych trupów znajduje się taka ilość
wirusa, iż w zasadzie miejsce ugryzienia od razu staje się samowolne i
natychmiastowo oddziela się mózgu wyłączając nerwy. Znieczulenie idealne. Crash
poczuł tylko ciężar głowy truposza, dociskającego się do jego pleców i lodowate
dłonie, chcące przytrzymać go za szyję i rękę. Wyrwał się prawie natychmiast,
uderzając trupa kolbą pistoletu, a następnie poprawiając wolną ręką. Kiedy
zombiak upadł od siły ciosu, wpakował mu kulkę w łeb. Nie od początku Crash
zorientował się że umarł, nie miał czasu się też tym przejmować. Ugryzienie
było równoznaczne z jednym – śmiercią. Postawił tylko kołnierz bluzy, aby ukryć
ranę. Krew już kilka minut po ugryzieniu krzepła, nie zostawiając wyraźnych
śladów na odzieży. Po chwili wrócił Stary. Rozkazał Crashowi cofnąć, a gdy ten
to zrobił w kilka sekund później wagony złożyły się do środka, a miejsca które
nadal stały, musiał już załatwić ciężar pojazdu opancerzonego.
- Steve, teraz mnie pewnie słyszysz. Podjedź do nas i daj
nas wskoczyć do środka.
- Przyjąłem.
Cała akcja przebiegła bardzo sprawnie, nie licząc
rozwalonej opony na ostrym kawałku wagonu. W końcu tunel zaczął znowu się
unosić i wychodzić na powietrze. W punkcie w którym tor był na równi z ziemią,
Coquar wyjechał na grunt. Nie zatrzymywali się aż do wieczora, kiedy to Stary
nakazał odpoczynek. Część ludzi została na pace, a część na dachu. Noc była
bezchmurna, dlatego też nikt nie narzekał. Nawet pogoda dopisała.
Steve wraz z Roski zajęli kabinę. Rano dopiero miał
zamiar zmienić rozwaloną opnę, teraz wystarczyło mu iż ma z kim spędzić noc i
bez zbędnych słów móc się do kogoś przytulić. Tak wielu ludzi w Mieści Murów
się o to żarliwie modliło, a on dostał to z nieba i tak jakby od niechcenia.
Był choć raz szczęśliwym gościem.
Młody który spał niedaleko Crasha, nie mógł zmrużyć oka.
Ten drugi okropnie sapał, rzęził i kichał, a czasami nawet zanosił się
wstrętnym kaszlem. Kiedy przyświecił na niego latarką, zobaczył wilgotne od łez
oczy i wypływającą z oczu oraz uszu gęstą, ciemną flegmę. Organizm ratował się
jak mógł, wyrzucając wirusa każdą z możliwych dróg, lecz tego było już za dużo
w organizmie, z resztą jak zawsze. Młody wyszedł pojazdu i zawołał Starego oraz sanitariusza.
- Mamy problem z Crashem. Coś dziwnego się z nim dzieje.
Mężczyźni ruszyli do niego w pośpiechu, a EM-doc od razu
znalazł ranę oraz podał do ogólnej wiadomości jej przyczynę. Crash był martwy i
wszyscy o tym wiedzieli, zostało mu może maksymalnie dziesięć godzin męczarni w
bólach.
- Niedługo dostanie biegunki, przestanie trzymać mocz i
będzie się dusił własnymi wymiotami. Skóra zacznie mu czernieć, a płuca powoli
będą obumierać. Mózg będzie przywoływał ostatnie wspomnienia, zacznie majaczyć.
Już ma temperaturę, niebawem przegrzeje się mu organizm. Umrze, a w kilkanaście
minut po śmierci wstanie i rzuci się na nas. Stary, musimy skrócić mu
cierpienie…
- Wiem – odpowiedział Stary – Wiem, kurwa, wiem…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
a może by tak komentarz?