Dziewczyna,
chcąc czy nie chcąc musiała trafić do Nowej Handlarki. Nie było to miasto, a
raczej jeden wielki postój dla handlarzy z całego Granitu którzy akurat
pokonywali kontynent. Nowa Handlarka, kilka razy zmieniała położenie i jak
mówiono, co roku przesuwa się bardziej na zachód. Magnesami które trzymały to
wielkie obozowisko i targ w jednym, w kupie, były trzy karczmy. „Zerwikaptur”, „Wściekły
krasnolud” i „Burłak”. To były wszystkie budynki, które znajdowały się w
mieście.
Lidia,
upaprana od roślin na zielono i brudna od błota, ponieważ musiała przedzierać
się przez grzęzawisko, nie wzbudziła zainteresowania chodzących w tą i w tamtą
stronę ludzi. Kilka par oczu zwróciło się ku niej, lecz były to spojrzenia
czysto przypadkowe. Lidia poczuła się dziwnie bezpiecznie. Nie widać też było
umundurowanych z Szaleństwa, więc to był dodatkowy plus aby się tu pokręcić.
Pierwsze
czego zaczęła szukać, to było coś na skup złota. Wśród namiotów, kramików,
straganów i wozów handlarzy znalazła kilka takich miejsc, lecz ceny złota
bardzo się wahały. Najmniej dawał człowiek, blisko karczmy Wściekły krasnolud.
Pewnie w ten sposób zarabiał na pijanych krasnoludach, którym akurat brakło
gotówki. Nieco bardziej w labiryncie straganów, znalazła dwa konkurujące ze
sobą skupy złota. Młody virteen przebijał wszystkie ceny jakie dawał
podstarzały gnom, którego siwa broda sięgała mu do pasa, a mimo to był niższy
od Lidii. Virteen, miał pozłacaną maskę i bardzo zadbane ubranie. Widać, że nie
skupował złota dla kogoś, ale dla siebie i sam produkował z nich biżuterię.
Gnom podobnie, jego stragan był zasłany przeróżną, złotą biżuterią.
Na
widok małej dziewczyny, zaczęli ją przywoływać coraz to lepszymi cenami. Widać
było że virteen był bardzo rozważny, za to gnom cenę spuszczał bardzo, aż za
bardzo na pierwszy rzut oka. Lidia zastanawiała się, jaki mają w tym zarobek,
spuszczając tak cenę, ale nie chciała w to wnikać. Tajniki kupieckie były jej
totalnie obce. W Szaleństwie wszystkie ceny ustalał jeden człowiek, a wszystkie
obniżanie jej było nielegalne i mogło nawet skutkować wyrzuceniem z miasta lub
wtrąceniem do więzienia i przejęciem majątku. Lidia dobrze to pamiętała, ale zdążyła się
zorientować że Szaleństwo samo w sobie, było jednym wielkim więzieniem. Tam
najbardziej popularne były sklepy Gregora i jego ludzi.
-
Hej, dziewczynko! Skup i sprzedaż złota, po najlepszej cenie w Nowej Handlarce!
– ozwał się Gnom, z uśmiechem na twarzy, widząc jak ta przygląda się jego
wyrobom.
-
Nie słuchaj go Mała, u mnie są zawsze lepsze ceny niż u niego. Spójrz na tego
pięknego, złotego motylka, pięknie Ci by było w nim we włosach!
Lidia
nie mogła się zdecydować, któremu się pytać o ceny i sprzedać tych kilka
złotych naszyjników. Czekała i czekała, a oni się przekrzykiwali, i
przekrzykiwali. Już chciała iść do tamtego człowieka pod karczmą, ale coś
kazało jej się odezwać.
-
Nie możecie współpracować? Wspólnie zyskalibyście o wiele, wiele więcej
klientów, a wasze wyroby są tak samo dobre…
Virteen
i gnom, spojrzeli po sobie i po tym, co sprzedawali. Faktycznie, może i by
współpraca wyszła im obu na zysk, ale kto słyszał o takiej współpracy. Gnom
nigdy by się virteenem nie dogadali, były to dwie odmienne rasy. Za dużo było w
nich pychy i samo zachwytu ze swojej pracy.
-
Hej, dziewczynko… Daj sobie spokój z tymi osłami, bo jeszcze żaden z nich nie
sprzedał niczego za darmo, a potem będę spuszczać po coraz mniej… Decyduj się,
u którego robisz zakupy, albo idź do Al-Khaida. Też ma dobre ceny – odezwał się
w końcu jakiś mocno zbudowany nieznajomy, lecz po jego twarzy widać było iż nie
był człowiekiem, zdradzały go koźle rogi, wężowe oczy i skóra pokryta łuską.
- A
którędy do niego? – zapytała Lidia zainteresowana.
-
Chodź, zaprowadzę Cię. Tylko trzymaj się nieco za mną, zwierzoludzie nie są
mile widziani i jakby ktoś chciał mnie spalić na stosie, mogłabyś niepotrzebnie
ucierpieć.
-
Dlaczego? – zainteresowała się.
-
Nie chcesz słuchać o zwierzoludziach. Ale mieszkamy w lesie i gdy ktoś w nim
zginie, winą za to obarcza się nas. I na nic zdają się zarzekania… Niestety tak
to już jest. Idziesz?
-
Tak, oczywiście. Będę się trzymała za Panem.
- Mów
mi Koźlarz.
-
Dobrze. Ja jestem Lidia.
Koźlarz,
uśmiechnął się tylko lekko, po czym ruszył przed siebie. Był bardzo solidnie
zbudowany, niezwykle umięśniony i wysoki. Miał dobre dwa metry wzrostu,
olbrzymie stopy i nieco tępawy wyraz twarzy. Na rogach, miał wyryte jakieś
symbole, najwidoczniej nie wykorzystywał ich do walki. Ubrany był w długi
prochowiec, a przez plecy miał przewieszony nienaturalnie duży łuk i
dorównujący wzrostowi Koźlarza topór. Trzeciej broni na pierwszy rzut oka widać
nie było, lecz bystre oczy Lidii zauważyły mały pistolet przy pasie, zapewne
broń ostateczna.
Mijali
kolorowe stoiska, zachęcające nie tylko nimi, ale również zapachami, w
niektórych ktoś śpiewał ściągając klientów, czasami odstawiano nawet jakieś
teatrzyki przed stoiskami, aby zwabić konsumenta. A sprzedawano tu wszystko,
magiczne zwoje i eliksiry, broń biała i palną wraz z amunicją, owoce i warzywa
oraz mięso ze zwierząt z całego Granitu, ubrania i pancerze, pojazdy i
zwierzęta… Kupić za odpowiednią cenę, można było tutaj wszystko. A i sprzedać
się wszystko dawało, na co dowodem były tysiące handlarzy przewijających się
przez Nową Handlarkę.
Al-Khaid
wyglądał skromnie, ale na sto procent był człowiekiem. Od niej różnił ją
jedynie kolor skóry, ona była blada, a on miał ciemną karnację. Chociaż, czuła
od niego jakąś dziwną energię, coś czego nigdy nie znała. Swój szyld miał
zapisany w jakimś dziwnym języki, ale również był szyld zapisany znakami, które
ona rozpoznawała.
-
Pochodzi z dalekiego Arbustanu. To ich rodowity język – wskazał na szyld,
widząc zainteresowanie dziewczyny - Ten
drugi, to język wspólny. Prawie cały Granit go zna i jest powszechnie używany.
Dziewczyna
z trudem udawała, że wie o tak podstawowych rzeczach. Miała nadzieję, że
Koźlarz dał się nabrać. Szaleństwo było odcięte od informacji ze świata
zewnętrznego i gdyby nie książki które przemycał ojciec, pewnie nawet nie
wiedziała by jak wygląda złoto, las albo inne, tak banalne rzeczy.
- Do
zobaczenia Lidio. Mam nadzieję, że nasze ścieżki znów się skrzyżują – Koźlarz uśmiechnął
się i chciał ruszyć w swoim kierunku, kiedy został zatrzymany.
-
Poczekaj! Mam kilka pytań. Nie wiesz jak dostać się do Nadroża?
-
Musisz wynająć wóz, albo złapać stopa przy wschodnim wylocie. To chyba będzie
najłatwiejsza droga.
- A
nie wiesz gdzie kupię broń?
- Po
co Ci broń dziecko? – Koźlarz nieco się zdziwił – Od Nowej Handlarki, do
Nadroża nic Ci nie grozi, szlaki są pilnowane. Szukasz kogoś? – Lidia chwilę
się zastanawiała nad odpowiedzą, lecz po chwili już stwierdziła że nic jej nie
grozi ze strony tego wielkoluda.
-
Szukam brata, Rolanda. Może go spotkałeś?
-
Nie, znam człowieka o takim imieniu. Broń najlepszą dla siebie kupisz u
krasnoluda Baltazara, tam ma stoisko. Pomoże Ci dobrać odpowiednią co do twojej
postury i siły. A teraz, mogę już iść, moja mała Lidio?
-
Tak, jasne – poczuła się nieco głupio – Dziękuje za pomoc… Uważaj na siebie
Koźlarzu.
Do
stoiska Al-Khaida podeszła nieco zagubiona. Mężczyzna uśmiechnął się szeroko,
widząc klientkę. Na głowie miał dziwną czapkę, której nie widywała w tych
stronach, chociaż wydawało się jej że kiedyś widziała coś takiego u kogoś w
Dolinie Martwej.
-
Witaj – pozdrowił ją w jakimś dziwnym języku, którego ona nie znała i dopiero
później wrócił do języka wspólnego – Widziałam że znasz Koźlarza, a więc nie
bój się. Co masz na sprzedaż lub co chcesz kupić?
Lidia
pokazała naszyjniki, jakie pościągała wcześniej z głów martwych Dzieci Granitu.
Al-Khaid zagwizdał na ten widok.
-
Spotkałem się z nimi… Prawdziwe? Mogę? – Lidia oddała mu naszyjniki, by ten
mógł sprawdzić.
Wyjął
szkło powiększające i mała igiełkę, którą przyłożył do złotego ludzika, a przez
szkło przypatrywał się z coraz większym uśmiechem.
-
Czyste złoto – zakomunikował, kładąc naszyjniki na ladę – Mogę dać dwieście
marek kupieckich.
-
Daj trzysta… - wypaliła Lidia.
- Spodziewałem
się targowania. Dwieście pięćdziesiąt, to moje ostatnie słowo.
Lidia
nie wiedziała czy to dużo pieniędzy, ale zgodziła się. Al-Khaid odliczył
odpowiednią sumę i wręczył ją dziewczynie, po czym wrzucił do skrytki, wraz z
innymi złotymi pierdółkami. Lidia podziękowała i teraz ruszyła w kierunku
stoiska z bronią. Krasnolud, ubrany lekko i z brodą czarną jak smoła, akurat dobijał
z kimś targu. Na Lidię spojrzał z niejaką drwiną, ale nigdy nie mógł sobie
odmówić dobrego handlu. Te ludzkie dziewczynki były bardzo sprytne i
przebiegłe, raz już jedna zrobiła go na szaro. Teraz miał zamiar się już
pilnować.
- Co
Panience podać? – Krasnolud miał bardzo wysoki głos, mierzwiący włosy na
skórze, a on sam wyglądał na starego wiarusa, pewnie brał udział w niejednej
wojnie.
-
Chciałabym kupić broń… - nie wiedziała jak się zachować przy takim straganie, uznała
że najlepiej będzie powołać się na znajomego – Przysłał mnie tu znajomy,
Koźlarz… Powiedział, że doradzisz mi w wybraniu jakiejś broni… Takiej dla mnie.
-
Koźlarz? – krasnolud był podejrzliwy – Znasz go?
-
Poznałam niedawno, poradził mi dobrze kilka razy, przysłał do Pana… Taki wysoki
zwierzoczłowiek – krasnolud uśmiechnął się w końcu, tak, jak każdy handlarz
miał w zwyczaju.
Zakupy
u niego trwały długo. Dawał jej do przymiarki broń białą, palną i miotaną,
wszystko co sam miał. Kazał wykonywać jej podstawowe ruchy, machać mieczem i
uderzać w słomianą kukłę, czy aby broń dobrze jej leży w ręce i nie jest za
ciężka. Wyszła od niego nieco biedniejsza, ale ceny były przystępne. Wzbogaciła
się o krótki miecz, pistolet na kule kalibru 9 milimetrów oraz mały sztylet.
Nie wspominając o pasie na magazynki, których kilka też nabyła.
Przewóz
do Nadroża, był o wiele tańszy. Zaledwie, kilka marek. Kiedy zebrało się tylu
klientów, aby wypełnić cały wóz, woźnica ruszył. Podróż po nierównym trakcie,
trwała zaledwie kilka godzin. Była strasznie zmęczona, a że nie chciała zasnąć
pośród nieznajomych, w Nadrożu ledwo wysiadła. Miasto prezentowało się
niesamowicie, było o wiele, wiele większe od Szaleństwa i było w nim bardzo
dużo ludzi, a za to o wiele mniej strażników. Najemników nie było wcale, prócz
tych którzy byli tu w swoich interesach. Od razu zaczęła szukać jakiegoś
pokoju, w jednym z wielu hoteli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
a może by tak komentarz?