niedziela, 27 kwietnia 2014

Strefa - wpis #005

                Zdać relację wrócił dopiero po dwóch tygodniach. W tym czasie szukano ludzi odpowiedzialnych za wyniesienie filmu ze Strefy oraz wręcz zbombardowano część Strefy. Części w której żyło najwięcej wypalonych. Wzmógł się też ruch czołgów i wojska, przez Ostródę przejechały co najmniej dwa konwoje. W gazetach oraz telewizji dało się przeczytać echo po emisji filmu, w postaci informacji iż był on podróbką i nic co przedstawiał, nie było prawdziwe.  Arek widział na własne oczy te ich nieprawdziwe rzeczy. I wojsko…
                Przed podróżą wziął kilka dni wolnego więcej, bowiem zapowiadało się na podróż długą i pełną niebezpieczeństw. Jakimś dziwnym sposobem wojsko zablokowało wszystkie drogi i musiał na pożyczonym motocyklu przez las jechać, by dotrzeć do granicy. Tam z trudem wykopał podkop pod siatką, o mało co nie zostając przyłapanym przez wojskowy helikopter który patrolował granicę.
                Dalszą drogę musiał przebyć piechotą, a często musiał jej bardzo dużo nadkładać, aby nie wpaść w posterunek wojskowych albo pułapki wypalonych których pojawiło się jakby o wiele więcej. Dwa razy mijał też pola bitew. Na jednym spacyfikowani zostali wypaleni, pięć ciał. Broń zniknęła, ale ilość łusek świadczyła o niezłej wymianie ognia. Po stronie wypalonych walały się łuski broni myśliwskiej i strzelb. Czasem też pojawiła się łuska z pistoletu, ale Arek nie miał pewności czy był w nią uzbrojony jakiś wypaleniec, czy może jakiś żołnierz dobijał rannych. Druga scena walki prezentowała się odwrotnie. Walka rozegrała się w lesie niedaleko Osiedla Generałów, a typ łusek świadczył o tym, że i wypaleni dysponowali karabinami szturmowymi. Ciał było mało, żołnierze swoich zabierali. Wypaleni swoich kremowali na miejscu, o ile pozwalała im na to sytuacja.
                Stary Olsztyn na szczęście uniknął złości Rządu, wyładowywanej w postaci żołnierzy. A przynajmniej unikał jej jak do tej pory. Ludzkie Królika rozpoznali go z miejsca i już bez takich drastycznych środków jak ostatnio, wskazali mu tylko pomieszczenie gdzie przebywał Królik i wrócili do swoich zajęć. Boni, czy raczej Bona siedziała w piwnicy bloku. Ślęczała nad jakimiś zapiskami, a wejścia Arka do pomieszczenia nawet nie zauważyła, nim ten nie zapukał w futrynę.
                - Poranna gazeta. A raczej sprzed dwóch tygodni, ale nie mogłem szybciej. Sądząc po tym co tu się dzieje w Strefie, wiecie jak został odebrany wasz film – gazeta wylądowała na biurku, przykrywając  czytane stenogramy przechwycone przez ich radiostację.
                - Wiem… Ale chętnie poczytam co się dzieje poza Strefą, Magistrowi zwłaszcza brakuje informacji z zewnątrz. Zostawił tam rodzinę, a tu przyjechał tylko w delegacji.
                - Przyjechał w złej godzinie, o złej porze.
                - Dokładnie. Po co wróciłeś? Tylko nas o tym poinformować? Dostałeś nagrodę.
                - Chcę pomóc. Zaraziłaś mnie, ja też chcę normalnej Strefy. Nie macie kopi tego filmu? Przyniosłem pendrive.
                - Mamy, ale co to da? Znowu rząd to spierdoli, świat się nie dowie, a rano powiedzą że to jest cyrk i kpina, a lud ciemny to kupi.
                - Nie, jeśli wyślemy do wszystkich możliwych stacji. Tamto nagranie było jedyne, łatwo je przejęli. Ale gdy wyemituje to więcej stacji, gdy zaczną o tym pisać gazety, umieścimy to w Internecie, nie tylko na polskich stronach. To się może udać, ale na większą skalę.
                - Obawiam się, że nie starczy nam wynagrodzenia dla Ciebie, jeśli to wypali. Idź do Majstra, trzyma to na komputerze. Ma niestety z nim ostatnio jakieś problemy, może mu pomożesz. Mieszka pod czwórką.
                - Okej. Idę.

Mieszkanie Majstra przypominało sklep komputerowy, niestety większość części pochodziła ze strefy i przez pył nie funkcjonowała. Jedyną działającą maszyną był tu komputer i monitor. A przynajmniej działającym jeszcze kilka dni temu.
                Majster był wysoki i barczysty, a na nosie nosił okulary. Przewyższał wzrostem i Arka, a paląc skręta dziwnie zagryzał końcówkę. Poparzenie wybuchem obeszło się z nim całkiem łaskawie, prócz poparzonych rąk i nóg, oraz wtopionego w żebra kawałka pręta, na połowie głowy co rzadkie, miał nadal włosy. To pół głowy zaczesywał na irokeza. Prezentowało się dziwnie strasznie wraz z bliznami pooparzeniowymi.
                - Królik przysłał mnie po film… - zaczął wpatrując się w mętne spojrzenie Majstra
                - Aha… Komputer nie działa. Masz procesor?
                - Eee… Nie mam. Nie możesz dać mi dysku?
                - Nie. Jest mi potrzebny, film to nie jedyna rzecz jaką tam trzymam. Projekty, plany, mapy i tak dalej, potrzebne to Królikowi do koordynowania wypadów po zapasy.
                - Rozumiem… Więc mam do Ciebie wrócić z nowym procesorem? To zajmie mi z tydzień albo dwa… I tak będę musiał tutaj przenocować.
                - Jest inny sposób. Jest mała, zaprzyjaźniona rodzina zajmująca ulicę Wilczyńskiego na Jarotach. Jest tam serwis komputerowy, ale trzymają swoją ulicę twardą ręką. Mamy z nimi sztamę, ale obowiązuje nas wymiana towar za towar. Barter. Niestety, za części komputerowe bez pyłu krzyczą sobie naprawdę wiele…
                Na schodach dało się słyszeć dość żwawe kroki. Arek i Majster wychylili się z pokoju, spoglądając na wypalonego. Ubrany był w zieloną kurtkę i wojskowe spodnie. Na głowie miał letni kapelusz, pod którym ukrywał łysinę. Wojskowe buty z każdym krokiem w strasznie wyciszonej okolicy, robiły straszny rumor.
                - Siema Magister, potrzebujesz czegoś?
                - Nie, nie. Nie dziś Majster, ja do niego. Do stalkera – spojrzenia obu wypalonych przeniosły się na Arka – Mógłbyś to wysłać gdy będziesz wracać?
W kierunku Arka wysunęła się poparzona ręka ściskająca kurczowo kopertę. Zaadresowana była na Brodnicę, brakowało nadawcy. Marlena Kraśko. Arek wiedział do kogo to list, a przy okazji poznał nazwisko Magistra i go samego.
- Jasne – powiedział Arek chowając list do kieszeni kamizelki – Jak tylko stąd wrócę, niestety na razie muszę naprawić Majstrowi komputer…
- A co się stało? – oczy Magistra przeniosły się Majstra.
- Procesor. Trzeba iść do Wilczaków po nowy. Stalkerek musi go zdobyć, aby nie naruszyć naszego paktu o nie agresję. Z resztą sam wiesz. Bez procesora nie zgram mu filmu, a bez filmu będziemy dalej w tym gównie się topić. A jak Wilczaki zawołają cały zapas trawy albo amunicji czy broń, to albo rzucimy się sobie do gardeł, albo nie obronimy się przed wojskiem…
- Jasne. Nie ma sprawy. Pójdę z nim, byłem u Wilczaków nim nie życzyli sobie takich cen. Pewnie Herbert też będzie chciał iść, no i też Grant. Zwołam chłopaków, poproszę Królika o Żuka. Będziemy na Ciebie czekać Arku przy garażach.
- Eeee… OK? – nie zdążył się nawet zastanowić, kiedy Magister zbiegł po schodach.
- No, to skoro masz załatwiony transport, wsparcie i tak dalej, będę na Ciebie tu czekał – Majster wypuścił chmurę dymu po czym wrócił do swojej parceli.
Arek nieco zbity ze stropu zszedł do Królika i zaglądając jej przez ramię, zauważył że tempo patrzy na mapę z oznaczonymi rodzinami.
- Widzisz? – teraz widocznie zorientowała się że za nią stoi – Tutaj kiedyś mieszkaliśmy, nim wyparli nas z naszych mieszkań Michałowscy. Wielu wtedy zginęło, ale my tam jeszcze wrócimy, wiesz? Nie dziś, nie jutro, ale kiedy w Strefie się polepszy. Wtedy zdobędziemy to co było nasze.
Arek milczał słuchając jej słów. Choć była młodą dziewczyną, skupiła wokół siebie twardych wypalonych, takich którzy bez niej i jej delikatnej rączki pewnie rozpierzchli się po Strefie, kończąc jako ofiara wojska, stalkerów czy innych wypalonych.
- Idę z Magistrem do Wilczaków – powtórzył to tak jak wypowiedział to Majster – Majstra komp się zepsuł.
- Wiedziałem o tym – westchnęła, odchylając się na krześle – Myślałam że się poddasz i sobie pójdziesz. Naprawdę chcesz tam iść po głupi procesor?
- Nie mam wyjście. Te zrzuty przydadzą się wam do odzyskania swojego domu, prawda? Może miałem szczęście mieszkając na wsi, ale żaden człowiek nie powinien być na waszym miejscu.
- Dzięki Arek, wiesz? Nie spodziewałam się że to człowiek spoza granicy będzie naszą jedyną nadzieją. Spróbuj sprowadzić chłopaków z powrotem. OK?
- Możesz na mnie liczyć Bona – Arek wypowiadając to imię uśmiechnął się kpiąco.
- Ej! Nie po to mam ksywkę, aby ktoś na głos wypowiadał to paskudne imię. A jak już musisz, to mów mi Boni. OK? A teraz idź, bo Magister Cię zostawi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

a może by tak komentarz?