Zdać relację wrócił dopiero po dwóch tygodniach. W tym
czasie szukano ludzi odpowiedzialnych za wyniesienie filmu ze Strefy oraz wręcz
zbombardowano część Strefy. Części w której żyło najwięcej wypalonych. Wzmógł
się też ruch czołgów i wojska, przez Ostródę przejechały co najmniej dwa
konwoje. W gazetach oraz telewizji dało się przeczytać echo po emisji filmu, w
postaci informacji iż był on podróbką i nic co przedstawiał, nie było
prawdziwe. Arek widział na własne oczy
te ich nieprawdziwe rzeczy. I wojsko…
Przed
podróżą wziął kilka dni wolnego więcej, bowiem zapowiadało się na podróż długą
i pełną niebezpieczeństw. Jakimś dziwnym sposobem wojsko zablokowało wszystkie
drogi i musiał na pożyczonym motocyklu przez las jechać, by dotrzeć do granicy.
Tam z trudem wykopał podkop pod siatką, o mało co nie zostając przyłapanym
przez wojskowy helikopter który patrolował granicę.
Dalszą
drogę musiał przebyć piechotą, a często musiał jej bardzo dużo nadkładać, aby nie
wpaść w posterunek wojskowych albo pułapki wypalonych których pojawiło się
jakby o wiele więcej. Dwa razy mijał też pola bitew. Na jednym spacyfikowani
zostali wypaleni, pięć ciał. Broń zniknęła, ale ilość łusek świadczyła o
niezłej wymianie ognia. Po stronie wypalonych walały się łuski broni
myśliwskiej i strzelb. Czasem też pojawiła się łuska z pistoletu, ale Arek nie
miał pewności czy był w nią uzbrojony jakiś wypaleniec, czy może jakiś żołnierz
dobijał rannych. Druga scena walki prezentowała się odwrotnie. Walka rozegrała
się w lesie niedaleko Osiedla Generałów, a typ łusek świadczył o tym, że i
wypaleni dysponowali karabinami szturmowymi. Ciał było mało, żołnierze swoich
zabierali. Wypaleni swoich kremowali na miejscu, o ile pozwalała im na to
sytuacja.
Stary
Olsztyn na szczęście uniknął złości Rządu, wyładowywanej w postaci żołnierzy. A
przynajmniej unikał jej jak do tej pory. Ludzkie Królika rozpoznali go z
miejsca i już bez takich drastycznych środków jak ostatnio, wskazali mu tylko
pomieszczenie gdzie przebywał Królik i wrócili do swoich zajęć. Boni, czy
raczej Bona siedziała w piwnicy bloku. Ślęczała nad jakimiś zapiskami, a
wejścia Arka do pomieszczenia nawet nie zauważyła, nim ten nie zapukał w
futrynę.
-
Poranna gazeta. A raczej sprzed dwóch tygodni, ale nie mogłem szybciej. Sądząc
po tym co tu się dzieje w Strefie, wiecie jak został odebrany wasz film –
gazeta wylądowała na biurku, przykrywając czytane stenogramy przechwycone przez ich
radiostację.
-
Wiem… Ale chętnie poczytam co się dzieje poza Strefą, Magistrowi zwłaszcza
brakuje informacji z zewnątrz. Zostawił tam rodzinę, a tu przyjechał tylko w
delegacji.
-
Przyjechał w złej godzinie, o złej porze.
-
Dokładnie. Po co wróciłeś? Tylko nas o tym poinformować? Dostałeś nagrodę.
-
Chcę pomóc. Zaraziłaś mnie, ja też chcę normalnej Strefy. Nie macie kopi tego
filmu? Przyniosłem pendrive.
- Mamy,
ale co to da? Znowu rząd to spierdoli, świat się nie dowie, a rano powiedzą że
to jest cyrk i kpina, a lud ciemny to kupi.
-
Nie, jeśli wyślemy do wszystkich możliwych stacji. Tamto nagranie było jedyne,
łatwo je przejęli. Ale gdy wyemituje to więcej stacji, gdy zaczną o tym pisać
gazety, umieścimy to w Internecie, nie tylko na polskich stronach. To się może
udać, ale na większą skalę.
-
Obawiam się, że nie starczy nam wynagrodzenia dla Ciebie, jeśli to wypali. Idź
do Majstra, trzyma to na komputerze. Ma niestety z nim ostatnio jakieś
problemy, może mu pomożesz. Mieszka pod czwórką.
-
Okej. Idę.
Mieszkanie Majstra
przypominało sklep komputerowy, niestety większość części pochodziła ze strefy
i przez pył nie funkcjonowała. Jedyną działającą maszyną był tu komputer i
monitor. A przynajmniej działającym jeszcze kilka dni temu.
Majster
był wysoki i barczysty, a na nosie nosił okulary. Przewyższał wzrostem i Arka,
a paląc skręta dziwnie zagryzał końcówkę. Poparzenie wybuchem obeszło się z nim
całkiem łaskawie, prócz poparzonych rąk i nóg, oraz wtopionego w żebra kawałka
pręta, na połowie głowy co rzadkie, miał nadal włosy. To pół głowy zaczesywał
na irokeza. Prezentowało się dziwnie strasznie wraz z bliznami pooparzeniowymi.
-
Królik przysłał mnie po film… - zaczął wpatrując się w mętne spojrzenie Majstra
-
Aha… Komputer nie działa. Masz procesor?
- Eee…
Nie mam. Nie możesz dać mi dysku?
-
Nie. Jest mi potrzebny, film to nie jedyna rzecz jaką tam trzymam. Projekty,
plany, mapy i tak dalej, potrzebne to Królikowi do koordynowania wypadów po
zapasy.
-
Rozumiem… Więc mam do Ciebie wrócić z nowym procesorem? To zajmie mi z tydzień
albo dwa… I tak będę musiał tutaj przenocować.
-
Jest inny sposób. Jest mała, zaprzyjaźniona rodzina zajmująca ulicę
Wilczyńskiego na Jarotach. Jest tam serwis komputerowy, ale trzymają swoją
ulicę twardą ręką. Mamy z nimi sztamę, ale obowiązuje nas wymiana towar za
towar. Barter. Niestety, za części komputerowe bez pyłu krzyczą sobie naprawdę
wiele…
Na schodach dało się słyszeć dość żwawe kroki. Arek i
Majster wychylili się z pokoju, spoglądając na wypalonego. Ubrany był w zieloną
kurtkę i wojskowe spodnie. Na głowie miał letni kapelusz, pod którym ukrywał
łysinę. Wojskowe buty z każdym krokiem w strasznie wyciszonej okolicy, robiły
straszny rumor.
-
Siema Magister, potrzebujesz czegoś?
-
Nie, nie. Nie dziś Majster, ja do niego. Do stalkera – spojrzenia obu
wypalonych przeniosły się na Arka – Mógłbyś to wysłać gdy będziesz wracać?
W kierunku Arka wysunęła się
poparzona ręka ściskająca kurczowo kopertę. Zaadresowana była na Brodnicę,
brakowało nadawcy. Marlena Kraśko. Arek wiedział do kogo to list, a przy okazji
poznał nazwisko Magistra i go samego.
- Jasne – powiedział Arek
chowając list do kieszeni kamizelki – Jak tylko stąd wrócę, niestety na razie
muszę naprawić Majstrowi komputer…
- A co się stało? – oczy Magistra
przeniosły się Majstra.
- Procesor. Trzeba iść do
Wilczaków po nowy. Stalkerek musi go zdobyć, aby nie naruszyć naszego paktu o
nie agresję. Z resztą sam wiesz. Bez procesora nie zgram mu filmu, a bez filmu
będziemy dalej w tym gównie się topić. A jak Wilczaki zawołają cały zapas trawy
albo amunicji czy broń, to albo rzucimy się sobie do gardeł, albo nie obronimy
się przed wojskiem…
- Jasne. Nie ma sprawy. Pójdę
z nim, byłem u Wilczaków nim nie życzyli sobie takich cen. Pewnie Herbert też
będzie chciał iść, no i też Grant. Zwołam chłopaków, poproszę Królika o Żuka.
Będziemy na Ciebie czekać Arku przy garażach.
- Eeee… OK? – nie zdążył się
nawet zastanowić, kiedy Magister zbiegł po schodach.
- No, to skoro masz załatwiony
transport, wsparcie i tak dalej, będę na Ciebie tu czekał – Majster wypuścił
chmurę dymu po czym wrócił do swojej parceli.
Arek nieco zbity ze stropu
zszedł do Królika i zaglądając jej przez ramię, zauważył że tempo patrzy na
mapę z oznaczonymi rodzinami.
- Widzisz? – teraz widocznie
zorientowała się że za nią stoi – Tutaj kiedyś mieszkaliśmy, nim wyparli nas z
naszych mieszkań Michałowscy. Wielu wtedy zginęło, ale my tam jeszcze wrócimy,
wiesz? Nie dziś, nie jutro, ale kiedy w Strefie się polepszy. Wtedy zdobędziemy
to co było nasze.
Arek milczał słuchając jej
słów. Choć była młodą dziewczyną, skupiła wokół siebie twardych wypalonych,
takich którzy bez niej i jej delikatnej rączki pewnie rozpierzchli się po
Strefie, kończąc jako ofiara wojska, stalkerów czy innych wypalonych.
- Idę z Magistrem do Wilczaków
– powtórzył to tak jak wypowiedział to Majster – Majstra komp się zepsuł.
- Wiedziałem o tym –
westchnęła, odchylając się na krześle – Myślałam że się poddasz i sobie
pójdziesz. Naprawdę chcesz tam iść po głupi procesor?
- Nie mam wyjście. Te zrzuty
przydadzą się wam do odzyskania swojego domu, prawda? Może miałem szczęście
mieszkając na wsi, ale żaden człowiek nie powinien być na waszym miejscu.
- Dzięki Arek, wiesz? Nie
spodziewałam się że to człowiek spoza granicy będzie naszą jedyną nadzieją.
Spróbuj sprowadzić chłopaków z powrotem. OK?
- Możesz na mnie liczyć Bona –
Arek wypowiadając to imię uśmiechnął się kpiąco.
- Ej! Nie po to mam ksywkę,
aby ktoś na głos wypowiadał to paskudne imię. A jak już musisz, to mów mi Boni.
OK? A teraz idź, bo Magister Cię zostawi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
a może by tak komentarz?