Ogień tańczący po martwych ciałach, rósł coraz większy, a
co za tym idzie, snop dymu unosił się coraz wyżej. Grupa kilku żywych trupów,
pałętająca się na granicy czujników, zwabiona już z daleka widocznym dymem,
poczęła powoli maszerować w tym kierunku. Wabił je też smród palonego mięsa,
który prosto na nie niósł wiatr. Już po kilku minutach powolnego chodu, minęły
kilka rozstrzelanych zwłok inżynierów i dwóch żołnierzy, okropnie skatowanych
jakimś obuchem. Technicy, ściskając w rękach cały czas klucze i śrubokręty,
leżeli bezpośrednio pod zniszczoną czujką.
Czujki, wprowadzone do użycia zaraz na początku pandemii,
to były niezbyt wysokie wieżyczki naszpikowane elektroniką bardzo niskiej
jakości, a dopiero co trzecia miała zainstalowane lepsze komponenty, ale działały
i to się liczyło. Głównym i najważniejszym w czujkach instrumentem, były
fotokomórki, kamery reagujące na ruch i mikrofony. Teraz, czujka zepsuta
i bez ludzi, którzy się nią zajmowali, nie była w stanie poinformować bazy
Miasta Murów o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Żywi, jak nazywali ich
mieszkańcy miasta, minęli bez przeszkód zwłoki i czujkę. Do miasta miały tylko
do pokonania kawałek stepu i pagórek, pod którym leżały kolejne trupy i dwie
zniszczone ciężarówki rakietowe.
Żywe trupy i pandemia, po której zaczęły się pojawiać do
dzisiaj jest brzemienna w skutkach. A teorii, skąd się wzięła jest tyle, ilu ludzi się nią zajmujących, czyli setki albo i tysiące. Kiedy świat, jaki był
wtedy ludziom znany umarł na dobre, a państwa czy jakiekolwiek inne instytucje
i organizacje rozpadły się, ludzkość wiedziała co trzeba robić. Szybko ludzie
poczęli się skupiać w miastach i miasteczkach, grodząc się od falujących pod
ogrodzeniem falami żywych trupów. Walczyli z nimi jak za dawnych czasów, wylewając
na łeb gorący olej, rozpryskując benzynę, następnie zrzucając koktajl Mołotowa. Jakkolwiek by z nimi nie walczyli, ludzie byli w mniejszości, a wrogów
przybywało. Broń palna, sprawdzała się ale do walki z taką nawałą przeciwników
była mało skuteczna. Długo nie było dobrego sposobu do zwalczania żywych
trupów, aż w końcu postanowiono że najlepszą walką jest ucieczka. No i broń
palna oraz podpalanie, choć mało skuteczne, tylko one pozostawały.
Miasto Murów na początku swojego istnienia, też było
oblegane grubym pierścieniem żywych trupów. Wtedy zamieszkiwali je politycy,
troszkę wojska i mnóstwo cywili. A jedzenie, kończyło się z dnia, na dzień w
coraz szybszym tempie. I w końcu wymyślono, co należy zrobić i jak to załatwić.
Pod murami, wykopano cztery tunele. Jeden na północ, na południe, na zachód i
wschód. Dzięki nim dopiero, możliwe stały się wypady na szabrowanie arsenałów i
sklepów, ponieważ umożliwiały opuszczenie miasta, grubo za pierścieniem
umarlaków. Kiedy dotarła pierwsza dostawa amunicji, szybko została zużyta na
odstrzeliwanie głów napastnikom, a nie inaczej było z pierwszą cysterną
benzyny, która wjechała do miasta.
W gorszej sytuacji były na przykład miasta takie jak
Treet Hown czy Sols. Oba, były wybudowane na wzniesieniach. Myśleli że zapewni
im to jakąś formę polepszenia tu i tam warunków, że będą mieli o wiele lepsze
baczenie na okolice. Niestety, nie pomyśleli o tym, żeby sprawdzić z czego jest
zbudowane owo wzgórze. Marmurowa skała, nie uginała się pod kopiącymi, dopóki
Ci nie padli z głodu i wyczerpania, a zaraz za nimi, w ich ślady poszła reszta
mieszkańców miasta. I choć to odległe czasy, Sols i Treet Hown do dzisiaj
stoją, zamknięte na głucho. Ci, co tam byli opowiadają iż by to miało być
rzekomo miasto duchów i opowiadają o porozciąganych po całej twierdzy
szkieletach i o pamiętnikach, jakie znajdowali.
Jeden z nich do dzisiaj znajduje się w księgozbiorach
Miasta Murów w Górnym Dystrykcie. To co w nim napisano, pozwala sobie wyobrazić
to, co tam się działo…
„Dzień 43, 13.12.2030
Ukrywam się tu przed nimi, nie chcąc być pożartym, ale sam nie mam co jeść i obawiam się, że jeżeli będę chciał przeżyć, też będę musiał zapolować na żywych ludzi. Wczoraj jak wypełzłem z tej szopy, widziałem jak kilku mężczyzn na kształt żywych trupów pod murami, pożerało jakaś wrzeszczącą kobietę. Pomógł bym jej, ale… Nie, nie ma dla mnie usprawiedliwienia. Stchórzyłem i teraz ten krzyk, ten widok będzie mnie prześladował…
Ukrywam się tu przed nimi, nie chcąc być pożartym, ale sam nie mam co jeść i obawiam się, że jeżeli będę chciał przeżyć, też będę musiał zapolować na żywych ludzi. Wczoraj jak wypełzłem z tej szopy, widziałem jak kilku mężczyzn na kształt żywych trupów pod murami, pożerało jakaś wrzeszczącą kobietę. Pomógł bym jej, ale… Nie, nie ma dla mnie usprawiedliwienia. Stchórzyłem i teraz ten krzyk, ten widok będzie mnie prześladował…
Dzień 50, 20.12.2030
Wiem, że już długo nie pociągnę. Odżywiam się własnymi ekskrementami i do tego żrę słomę i siano. Wczoraj odkryłem że w niektórych deskach siedzą korniki, ale to wciąż za mało. Potrzebuję jedzenia, inaczej długo nie pożyję. A najlepiej będzie to zrobić, nim kompletnie opadnę z sił. Od tygodnia nie słyszę kanibali, może umarli z głodu lub zjedli siebie sami?
Wiem, że już długo nie pociągnę. Odżywiam się własnymi ekskrementami i do tego żrę słomę i siano. Wczoraj odkryłem że w niektórych deskach siedzą korniki, ale to wciąż za mało. Potrzebuję jedzenia, inaczej długo nie pożyję. A najlepiej będzie to zrobić, nim kompletnie opadnę z sił. Od tygodnia nie słyszę kanibali, może umarli z głodu lub zjedli siebie sami?
Dzień 64, 04.01.2030
Nie wiem jak ktokolwiek mi wybaczy to co zrobiłem, ale nie miałem naprawdę wyboru. Przeszukiwałem tylko stare sklepy i spichlerze, ale nie znalazłem tam nawet okruszka. Ktoś też postanowił tak zrobić, albo po prostu czekał aż jedzenie samo do niego przyjdzie. Zaatakował mnie, walczyliśmy. On miał nóż, ale jakimś cudem sam go dźgnąłem jego własną bronią. Na początku chciałem zostawić tam to truchło, ale nie mogłem. Wiem, że bez jedzenia długo nie pożyję. Ten mężczyzna, może wystarczy mi na miesiąc, aż jakieś inne miasto w końcu nam pomoże.
Nie wiem jak ktokolwiek mi wybaczy to co zrobiłem, ale nie miałem naprawdę wyboru. Przeszukiwałem tylko stare sklepy i spichlerze, ale nie znalazłem tam nawet okruszka. Ktoś też postanowił tak zrobić, albo po prostu czekał aż jedzenie samo do niego przyjdzie. Zaatakował mnie, walczyliśmy. On miał nóż, ale jakimś cudem sam go dźgnąłem jego własną bronią. Na początku chciałem zostawić tam to truchło, ale nie mogłem. Wiem, że bez jedzenia długo nie pożyję. Ten mężczyzna, może wystarczy mi na miesiąc, aż jakieś inne miasto w końcu nam pomoże.
Dzień 68, 08.01.2030
Jestem zgubiony… Pomoc nie nadejdzie… Wiedzą gdzie mam kryjówkę, wyczuli mnie. Nie pilnowałem się, kiedy gotowałem. Jeśli ktokolwiek znajdzie ten dziennik, niech przekaże go Emilii.
Emili, jeśli to czytasz… Przepraszam Cię za to wszystko i wybacz mi…”
Jestem zgubiony… Pomoc nie nadejdzie… Wiedzą gdzie mam kryjówkę, wyczuli mnie. Nie pilnowałem się, kiedy gotowałem. Jeśli ktokolwiek znajdzie ten dziennik, niech przekaże go Emilii.
Emili, jeśli to czytasz… Przepraszam Cię za to wszystko i wybacz mi…”
Takie to oto rzeczy działy się w tych miastach. Gwałty,
kanibalizm, rozboje. Każdy liczył tylko na siebie, w drugiej osobie widząc
tylko kawał mięsa, przyszły posiłek. Dlatego też tak wystrzegano się później
stawiania fortec na skalnych wzgórzach, w górach i gdziekolwiek, gdzie nie było
miejsca na wykopanie tunelu i możliwości na ucieczkę.
Normalnie, na żywe trupy w okolicy miasta wzniósł by się
alarm, murowi snajperzy zbiegali by się, przeładowywano by już magazynki. Same
tunele, były tylko w razie konkretnej awarii i nieużywane od momentu, kiedy
padły trupy pod murami. Żołnierze którzy wyszli z pojazdów odsapnąć, parkując
zaraz pod wzgórzem, nie zauważyli nawet spokojnie wlokących się sylwetek na
jego szczycie. Kiedy weszły na stok, przyśpieszyły znacznie wędrówkę, a
niektóre żywe trupy po prostu się z niego sturlały wprost w świętujących sukces
żołnierzy. Zaczęło się robić gorąco i nie było to spowodowane płonącym stosem
ciał.
Widzący to zajście, będący bliżej murów Steve, który
akurat siedząc za kierownicą żuł prymkę tytoniu, aż uniósł do góry swoje gogle.
- Żywi… - powiedział sam do siebie, sprawdzając czy
ktoś mu to potwierdzi, ale kiedy do jego uszu dotarł pierwszy krzyk zagryzanego
żywcem żołnierza sam wypluł na głos to słowo jeszcze raz – Żywi! Żywi!
Wrzasnął dwa razy i nacisnął klakson. Po drugiej stronie
pobojowiska, u podnóża wzgórka zaklekotały automaty i huknęły strzelby. Niestety
sylwetki ze wzgórza, cały czas schodziły w coraz większej ilości. Ostatnią taką
grupę w tych okolicach, widziano pięć lat temu. Zmusiła ona miasto do ponad dwu
miesięcznego zamknięcia głównych bram. Dla konsumowanych Rycerzy, nie było
wielu opcji. Ot, po prostu zginą i zasilą szeregi swoich niedoszłych wrogów.
Staruszek określając siły na zamiary, zdecydował jedno.
Zgłosił bazie, aby otworzyła bramy. Że będą się szybko ewakuować. I tak też się
stało. Zabrano tylko ciała Rycerzy te, które zabrać byli w stanie. Potem
spoczną ich prochy w kaplicy w Górnym Dystrykcie, ale tym czasem pojazdy po
prostu zaczęły wracać do parków maszynowych. Silniki wprawiły koła i gąsienice
w ruch. Kilka minut później, kiedy jeszcze w najlepsze płonęło ognisko z ciał
żołnierzy z miasta Wysokiego, żywi po skonsumowaniu tych kilku Rycerzy u
podnóża wzgórza, zaczęli gromadzić się pod murami miasta.
Strażnicy Murowi, którzy jeszcze nie tak dawno ledwo
przeżyli spadające im na łeb rakiety, teraz patrzyli w dół murów z nietęgimi
minami. Oznaczało to sporo pracy, w końcu amunicji mieli dość. Niestety był
taki problem, iż zespół Tima zgłosił niedawno iż radio mu szwankuje, ale
przybędą na czas. A jedyne co ich spotka, to zamknięte bramy i szczelny kordon
żywych trupów. Jedyną opcją, było wysłanie im naprzeciw małego oddziału z
informacją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
a może by tak komentarz?