Ciała tych żołnierzy, które udało się zapakować do
transporterów zostały złożone w miejskiej kostnicy. Dwa agregaty prądotwórcze,
kiedyś używane w kopalni złota nieopodal, pracowało cały czas utrzymując w niej
niską temperaturę oraz oświetlając szpital mieszący się w budynku obok. Ci,
którzy padli ofiarą żywych, zostali niestety za murami, ale i to się zdarzało.
Służba w Rycerzach nie była przymusowa i każdy wiedział na co się naraża.
Piętnaście ciał Rycerzy przywieziono wozami bojowymi oraz
innymi wehikułami które wyjechały do walki z mieszkańcami wrogiego miasta. Do
tej liczby należało doliczyć siedemnastu Strażników Murowych, którzy ponieśli
bohaterską śmierć w obronie miasta. Wieczorem, kiedy słońce skłaniało się ku
horyzontowi, na murach zapłonęły stosy pogrzebowe, natomiast prochy walecznych
żołnierzy zgarnięto w urny, które zostały przetransportowane do podziemi
Świątyni w Górnym Dystrykcie.
Na pogrzeby, obowiązek miał się zjawić każdy. Potem, po
kilku latach zmieniono przepis, aby na obrządku pogrzebowym byli wszyscy Ci,
którzy mieli styczność jakąkolwiek z chowanym. James, wraz z żoną służył z tymi
chłopcami, którzy teraz pozszywani, owinięci w prześcieradła, leżeli na coraz
to kolejno podpalanych stosach. Przy wymurowanej już kilkanaście lat temu
ambonie, stał Święty Ojciec. Przywódca kultu Rakira.
- Dziś żegnamy się z naszymi braćmi, ojcami i synami! Z
małą cząstką potęgi Miasta Murów, która w obranie naszych interesów i naszego
bezpieczeństwa, oddała życie w bohaterskim akcie męstwa – ryczał kapłan – Albowiem
zapisane w Uświęconej Księdze Rakira zostało, że nie są bohaterami Ci którzy o
bohaterskich czynach prawią, lecz Ci o których czynach się prawi! A więc nie
zapomnijmy tego co dzisiaj zaszło i wspominajmy to zajście tak długo, jak długo
nam się uda, a jeśli Rakir pozwoli, sława o tych bohaterach którzy teraz
odchodzą do niego w snopie dymu i blasku ognia, przetrwa całe pokolenia!
Niezbyt daleko, gdzie stał na wespół zawalony budynek,
pracowało kilku robotników z podmurza. Reperowali bar „U Majora”, który
również ucierpiał w starciu. Uwijali się jak mrówki, widać było ich
zaangażowanie. Słowa kapłana udzielały im się, zresztą nie wszyscy wrogo byli
nastawieni do władzy. Jak w każdy mieście, znajdowali się w nim i przeciwnicy,
jak i zwolennicy ustroju politycznego. Jeff odetchnął z niemałą ulgą, widząc że
tak szybko się zabrano za naprawę jego ulubionego lokalu.
Kiedy ostatni stos spłonął, kapłan począł zgarniać
szufelką popiół do urn wraz ze swoimi poplecznikami. Kiedy już znaczna część
baru została odgruzowana i windą prowadzącą na mury, powoli zwożono małą
wywrotką gruz, cegły i pustaki wraz z zaprawą, w tym momencie na murach pojawił
się Malan.
Malan, a właściwie Olgierd Malan, był to dyspozytor i
główny strateg Rycerzy. Przeważnie siedział wraz z pięcioma podwładnymi w małym
pomieszczeniu w Górnym Dystrykcie i otwierał bramy, wydawał rozkazy, ostrzegał
przed zagrożeniami zauważonymi przez czujki. Teraz przyszedł do Starego,
stojącego nieopodal kopców z popiołu. To oznaczało, że Rycerze otrzymają nowe
rozkazy.
- Witam Starszy – zawołał Malan, który zatrzymał się
za plecami dowódcy.
Staruszek obrócił się. Twarz miał spłakaną, oczy
czerwone. Malana to zdziwiło, i to nawet bardzo.
- Płakałaś? – zapytał – Nie przyzwyczaiłeś się?
- Nigdy się nie przyzwyczaję do tracenia dobrych
żołnierzy, Malan. Czego chcesz?
- Mam nowe rozkazy.
- Jakie?
- Jesteś teraz najmniej liczną drużyną w Rycerzach, a
więc zostałeś wybrany do poinformowania Tima, o sytuacji tu. Słyszałeś o tym,
że radio im się schrzaniło?
- Wiem wszystko, wszystko słyszałem. Kogo mi
przydzieliliście?
- Sam możesz wybrać jeszcze sześciu żołnierzy, ale reszta
zostanie przydzielona do Sparkyego i oddelegowana do oczyszczania rubieży za
murem z żywych trupów.
- Nie mogę zabrać wszystkich?
- Przykro mi, ale kiedy wrócisz twoja drużyna zostanie
rozwiązana. Jest was za mało, abyście mogli stanowić trzon armii Rycerzy.
Zgłosiłem was do awansu, na Paladynów lub jakąkolwiek służbę w Górnym
Dystrykcie. Ale nie macie za dużych szans, przynajmniej nie wszyscy.
Staruszkowi łzy napłynęły jeszcze rzewniej do oczu. Jego
drużyna, to było wszystko co miał. Wszystko, czemu mógł poświęcać swój czas,
swoje ideały. Od kiedy zginęła Matylda, jego żona zamordowana przez jakiegoś
chuligana z pod murza, poświęcił się służbie całym sobą i każdą częścią ciała z
osobna.
Malan chcąc uniknąć smutnego widoku, po prostu obrócił
się na pięcie i odmaszerował w kierunku windy, którą się tu dostał. Kiedy
zniknął z oczu staruszka, które życzyły Malanowi aby spadł z tych murów, sam
powlókł się do swojej kanciapy. Wiedział że to główny strateg mógł tylko poddać
do głosowania taki plan, jak rozwiązanie jego drużyny. Jego drużyny…
Mieszkanie Staruszka, prawie wcale nie urządzone, ubogie
i surowe, stało w takim stanie już ponad trzydzieści lat. Louis Puve, bo tak
nazywał się Stary, usiadł na starym i wytartym fotelu. W ręce trzymał pół
litrową butelkę Burbona oraz szklankę. Mimochodem włączył radio, które nadawało
informacje z Miasta Murów.
„Właśnie zakończył się obrządek pogrzebowy” –
informowała spikerka – „W ataku na miasto Murów, prawdopodobnie przez
mieszkańców miasta Wysokiego, zginęło piętnastu Rycerzy, w tym dziesięciu z
drużyny Louisa „Starego” Puve, czterech z drużyny Johna Sparkyego oraz jeden
członek drużyny Emanuela „Trefla” Straka. Dzień wczorajszy, został również
okupiony krwią Strażników Murowych, których zginęło siedemnastu. Wszyscy byli
przydzieleni do kwadratu N4, dowodzonego przez Irminę Badylajewą. A teraz,
trochę muzyki”
W radiu pojawiła się najpierw trąbka, zaraz po nią
charakterystyczny głos Louisa Armstronga z piosenki A Kiss to Build a
Dream On.
Pijącego alkohol staruszka, przyprawiło to o głośny,
bezradny płacz. Potem pił tak długo, aż nie stracił przytomności. Przeklął
szpetnie, gdy obudził się rano. Wolał nie żyć, wolał zostać spalonym i odejść
do Rakira. Być wolnym, niż być więźniem wspomnień. Być ze swoją małżonką. Ale
miał ostatnie zadanie. Przy doborze ludzi, z pozostałych dziesięciu chłopa,
wielkiego wyboru nie miał. Wybrał tych, z którymi dogadywał się najlepiej.
Steve, James, Jeff, Crash, Em-doc oraz Niemożliwy.
Jeszcze tego samego dnia obszedł ich mieszkania, informując o zlikwidowania
drużyny i ostatnim zadaniu. Pożegnał się również z pozostałą czwórką. Nie
odstępowało go wrażenie, że widzi ich ostatni raz. I miał naprawdę złe
przeczucia.
Wyruszali następnego dnia o piątej rano.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
a może by tak komentarz?