sobota, 21 grudnia 2013

Strefa - wpis #001

Trawa kiedyś zielona dawno temu przegrała walkę z promieniowaniem i skrzypiała niczym śnieg pod butami stalkera, który zmierzał w kierunku centrum Olsztyna. Najbardziej interesowały  go „suweniry” po dawnym życiu, tym które nie tak dawno temu minęło bezpowrotnie. Nowe dało utrzymanie takim jak on. Suweniry jak nazywali je stalkerzy na czarnym rynku potrafiły osiągnąć niezłe sumki. Na razie jako jeden z wielu pamiętał wydarzenia z 2020 roku, lecz pewien był że kiedyś to umrze tak samo jak inne wspomnienia. Wspomnienia o kulturze zachodu, Unii Europejskiej czy idąc dalej, świętej pamięci ZSRR. Stalker na imię miał Arek.
Wszystko to zaczęło się 18 sierpnia. Krzyczący z mównic uczeni i nacjonaliści o fali muzułmanów z Azji i Afryki, wydawali się niewidzialni dla postępowej kultury z zachodu. A muzułmanie, nowocześni terroryści wykorzystali to. Nie musieli się przedostawać przez granice, ich ludzie zrobili to dawno temu kryjąc się za słowem emigrant. Rodzili się w kraju wroga, ale wychowywali się w duchu islamskiego terroru aż do momentu gdy nie stali się gotowi na ostateczny krok. Mówiono o tym lecz nikt nie potrafił wyobrazić sobie kilku setek terrorystów w każdym większym mieście Europy, Azji i czy obu Ameryk. Aż do 18 sierpnia 2020 roku.
Ale to nie to było genezą powstania stalkerów. Zapewne słyszeliście o tym, że największe wynalazki zawsze powstawały w garażu czy w piwnicy, choćby taki Windows. Tak samo było z materiałem wybuchowym nazwanym potem „zapalnikiem” i bardzo zjadliwym wirusem nazwanym przez WHO „multi wirusem”. Obie te rzeczy połączone w jedną bombę, umieszoną w każdym większym mieście przekraczającym sto tysięcy mieszkańców na całym świecie sprawiły iż świat zaczął wyglądać, jak wygląda. Różnica była tylko taka że obie te rzeczy powstały w jaskini Afganistanu, a nie w ciepłej piwnicy. Potrzeba matką wynalazku, a tą była eksterminacja niewiernych.
W Olsztynie cysterna pułapka wybuchła dokładnie w centrum, zamachowiec uderzył w Wysoką Bramę po czym bomba eksplodowała, obejmując swym zasięgiem granice Olsztyna i okoliczne wioski. Wirus połączony z „zapalnikiem” zmutował w kilka chwil, czego nie wzięły pod uwagę muzułmańskie ugrupowania terrorystyczne. Miał mieć stu procentową zjadliwość. Owszem, prawie wszyscy mieszkańcy zginęli w przeciągu godziny, ale zostały przy życiu osoby z grupą krwi 0 Rh+. Ale nie byli do końca sobą. Nie byli żywymi trupami, za których brało ich bardzo dużo ludzi. Myśleli, czuli i współpracowali ze sobą. Niestety, nie potrafili kontrolować swojej agresji i przez to wywiązywały się pomiędzy nimi, a zdrowymi okropne walki. A w dodatku wirus wraz z promieniowaniem stworzył z nich naprawdę paskudne bestie. Ich skóra była jedną wielką zaschniętą blizną czy jak to woli, strupem krwi i ropy. Włosy u większości  wypadły, a u części zaczęły rosnąć niczym po jakimś cholernym nawozie. Tak samo zachowały się zęby, paznokcie… Naprawdę niewiele państw postanowiło ich leczyć i nie izolować. Do dzisiaj te państwa borykają się z zamieszkami, ludobójstwami i błagają o pomoc w zamknięciu tych wynaturzeń na powrót w miastach.
Najlepszym wyjściem było zamknięcie ich w wypalonym mieście, a wszyscy którzy uciekli, zostali wyłapani i odesłani do stref. W końcu byli tylko ludźmi, choć nie obyło się bez zgonów. Dzisiaj strefy są otoczone i każda próba ucieczki bezwzględnie karana śmiercią. Po pewnym czasie Wypaleńcy przestali próbować ucieczki, jak ich nazwano i naprawdę rzadko zdarzały się szturmy na ogrodzenie. Większości Olsztyniaków pozostało tylko zostać w umierającym krajobrazie, jakim był przeniknięty promieniowaniem Olsztyn i walczyć między sobą. Nie trzeba mówić że nie miał kto się tym zająć, wojsko zaczęło rządzić krajem. Warszawa i cała Wiejska podzieliła losy Olsztyna. Cywile do strefy się nie zbliżali. Wypaleńcom obiecano zrzuty, lecz te kilka skrzyń z mlekiem w proszku miało tylko odwrócić uwagę od budowanych wokół takich wypalonych miast murów. Ale nawet poza miastami nie było w cale lepiej. Czystki etniczne skierowane przeciw muzułmanom za to co zrobiły światowi, przerodziły się szybko w wojnę. Wojna ta została nazwana „Męczennom”. I jak stoi w nowożytnych książkach, na wzór muzułmanów wyznawcy pozostałych religii tak samo poświęcali się przeciw tym zakamuflowanym terrorystą kiedy wojsko opiekowało się miastami. Kiedy uporano się z bajzlem na domowym podwórku, armie podzielono i w stronę muzułmańskich krajów wyruszyła nowa, VIII krucjata.
To były ciężkie czasy w których sam Arek z koktajlem mołotowa w ręce brał udział, a następnie odsłużył roczną turę w czasie VIII krucjaty. Pamiętał kamienowanie muzułmanów tak samo jak oni to robili z chrześcijanami u siebie, albo naganianie ich jak bydła do meczetów i podpalanie tych miejsc. Wrzask tamtych ludzi, nie tylko mężczyzn ale też i kobiet z dziećmi, często towarzyszył Arkowi w trakcie poszukiwań pamiątek na gruzach Olsztyna. A kiedy spotykał się w oko w oko z Wypaleńcem lub spoglądał na zrujnowany krajobraz miasta, wracał do pionu i stwierdzał że chyba jednak postępował dobrze w tamtych dniach.
Wypaleni, mieszkańcy dużych miast, zbuntowani i drażliwi, tylko czekali na takich jak Arek. Pułapki typu puszki z granatami były prawie w każdym budynku i było trzeba naprawdę rozsądnie stąpać. Tak jak wszelkiego rodzaju inne pułapki, których Arek rodzaje cały czas poznawał. Wypaleńcy byli całkiem pomysłowi i zmyślni, przez całe dwa lata od katastrofy zdążyli zjeść wszystko w mieście co było jadalne i tylko łapanie stalkerów i żołnierzy było dobrym pomysłem na dostarczanie ich ciałom odpowiedniej ilości pożywienia. Powiedzenie „Idę na miasto” nabrało zupełnie nowego znaczenia niektórych przyprawiając o szybsze bicie serca oraz gęsią skórkę.
Strefa Olsztyn, czy jak kto woli zona, był to okrągły obszar o średnicy 45 kilometrów. Około 1590 kilometrów kwadratowych pustki zamieszkanych przez nielicznych Wypalonych, dzikie zmutowane zwierzęta oraz  wojskowe patrole. Miejsce bardzo niebezpieczne dla stalkera. Już samo dostanie się za mur było wyzwaniem i w świetle prawa karane pozbawieniem wolności, choć w większości wypadków stalkerów brano za Wypalonych i dostawali kulkę. A do tego dochodził paru godziny spacer w stronę opustoszałego miasta duchów. Im bliżej centrum, tym licznik Geigera głośniej i jakby weselej śpiewał swoją melodię.
Wszystko unormowało się z resztą dopiero cztery lata temu. Pogramy ludności arabskiej skończyły się, ukończono ogrodzenia wokół murów i uruchomiono specjalne jednostki mające na celu namierzać towar pochodzący ze stref oraz chwytanie stalkerów czy też wypalonych którzy opuścili strefę. Wojna z muzułmanami trwała w najlepsze na ich terytorium. Polska mimo wszystko podniosła się bardzo szybko po tym ciosie. Na przykład Niemcy do tej pory borykają się z wojnami domowymi w których biorą udział Wypaleni wypuszczeni z miast oraz wojska niemieckie i cywile. Arek widział w telewizji jakie się tam dzieją rzeczy i szczerze współczuł Niemcom z powodu ich chęci współpracy z wypalonymi, z której wyszło to co wyszło.

Arek Węgrzyn, 32 letni facet nie mogący usiedzieć długo w jednym miejscu. Obecnie pracuje jako barman w knajpie „Koniec świata”, powstałym w Ostródzie. Miejsce w którym warto było się zatrzymać, jeśli zmierzałeś do Olsztyna. Przesiadywali tu zazwyczaj tak żołnierze, jak i stalkerzy. Plotki o zonie wędrowały po całym lokalu dwadzieścia cztery godziny na dobę. Następnym przystankiem przed strefą była baza patrolowa Podlejki. Zona przecinała tą wioskę idealnie na pół, wybijając połowę mieszkańców. Druga połowa uciekła w kierunku Ostródy. Za Podlejki wirus nie dotarł, jak wynikło z badań, pozbawiony ciągłego dostępu do promieniowania obumierał.
Raz na jakiś czas pod knajpę podjeżdżał czarny bus na numerach rejestracyjnych z Gdańska, który skupywał suweniry. Im lepsza pamiątka, tym wyższa cena. Świetny interes dla stalkerów i żołnierzy, którym udawało się czasem coś wsadzić do plecaka za plecami dowódcy i bardziej życzliwych kolegów z patrolu. Kilka razy na miesiąc z kolei wpadali funkcjonariusze Biura Ochrony Stref na nalot. Robili masę bałaganu, nie stronili od przemocy i zabierali tych którzy akurat mieli przy sobie coś ze strefy. Mimo tego że wybuch nastąpił cztery lata temu, w strefie nadal było wysokie stężenie zapalnika i multi-wirusa, choć na to drugie wynaleziono bardzo drogie szczepionki. Arek wydał za nią prawie wszystko co miał, a za resztę kupił używanego Beryla i kilka magazynków amunicji, kamizelkę oraz inny, drobny ekwipunek. Z resztą Strefa Olsztyn, to nie była pierwsza i jedyna w której był Arek. Był w stolicy, Krakowie, Poznaniu, Szczecinie i Gdańsku. Dwa razy był też w Pradze, ale dochód w koronach czeskich nie zadowalał go i wrócił do ojczyzny.
Zawsze gdy był nalot na knajpę, BOS jakoś nigdy nie przyciskał biednego barmana. Arek nie miał wyglądu stalkera. Był okropnie szczupły i wysoki. Kiedy się na niego patrzyło, miało się wrażenie że plecak wypchany pamiątkami złamał by go w pół. To był błąd i wiedzieli o tym tylko Ci którzy wiedzieli że Arek był żołnierzem. Facet potrafił o siebie zadbać, a wygląd był bardzo pozorny, choć oczywiście nigdy nie przytargał z zony lodówki jak to zrobił pewien wybitny stalker Ambroży. Ale trzeba przyznać, pieniędzy za nią dostał sporo.
Ceny u handlarzy były zmienne i tak naprawdę, niewielu stalkerów wiedziało o co chodzi w tym całym zbieraniu suwenir które były tylko śmieciami. Czasami dało się coś słyszeć o jakiś diamentach na jakiś tam przedmiotach, ale rząd starał się to trzymać w tajemniczy. Był w tym zadziwiająco skuteczny. Ale skoro jedni ludzie płacili, to drudzy ludzie zbierali. Prawdy nie dało się upilnować, a prawda była taka że po wybuchu na każdej rzeczy w strefie osadzał się diamentowy pył. Najtwardszy minerał w sporych ilościach osiągał niezłe ceny. Być może poprzez pomieszanie składników bomby z wirusem ta substancja stałą się w strefach tak popularna. Najlepiej diamentowy pył osadzał się na wszelkiego typu taśmach magnetofonowych, magnetowidowych oraz płytach wszelkiego typu i pamięciach przenośnych, dyskach. Sporo też zbierało się go w układach urządzeń elektrycznych, ale nie przyjmowały go zbyt chętnie stalowe czy metalowe konstrukcje. Dla Arka było to niczym czarna magia, dlatego zbierał pewniki. I nieco inaczej, nie hurtowo. Za nieco wyższe stawki, ale na zamówienie, odpowiednie ilości rzeczy i różnego typu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

a może by tak komentarz?